Konferencja konkursów chopinowskich – o komunikacji Polaka z Chińczykiem słów kilka

Zacznijmy może od zwykłej opowieści, która rozwinie się międzykulturowe, czy nawet międzykulturalne refleksje.

Chińczycy chcą nawiązać współpracę


Przydarzyło mi się coś niesamowitego. Kiedy jeszcze byłam w Pekinie, moja babcia (!) przypadkiem (cóż, niektórzy uważają, że nic nie dzieje się przypadkiem) znalazła w internecie informacje o tym, że powstający właśnie w Pekinie międzynarodowy konkurs chopinowski szuka wolontariuszy do pomocy. Jako żywo od najmłodszych lat zafascynowany muzyką adept sinologii, musiałam uznać to za interesujące, a jako osoba która wszędzie się pcha w nadziei na ciekawe przygody (i okazje do przełamywania nieśmiałości) – zgłosić się do projektu.


Wymagało to rozmowy telefonicznej po chińsku (interlokutorka, po kilku minutach słuchania mojego akcentu, zapewne zaczęła się zastanawiać, z jakiej prowincji pochodzę, bo zniecierpliwiona spytała, skąd jestem, i zachłysnęła się ze zdumienia, jak usłyszała, że z Polski), po której zaproszono mnie do biura i zapoznano z prezentacją na temat ambitnych celów i pomysłów związanych z konkursem. Prezentacja była oczywiście po chińsku i nie wszystko rozumiałam, ale doceniłam inicjatywę i zaoferowałam pomoc, gdyby „cokolwiek w Polsce lub w ogóle było potrzebne”. Ustaliliśmy, że skontaktują się ze mną w kwietniu, i sprawa, pozornie, została zamknięta, a ja, profilaktycznie i pesymistycznie, porzuciłam marzenia o karierze tłumacza w branży artystycznej.

Komunikacja biznesowa z Chińczykami


I wtedy, w kwietniu, przyszedł e-mail z pytaniem o aktualne sposoby kontaktu ze mną.
Znacie WeChat? Jest to używany głównie (niemal jedynie) przez Chińczyków oraz osoby, które los w jakiś sposób związał z chinami. Działa podobnie do facebookowego czatu, do tego użytkownik dysponuje tablicą, na której może uwieczniać (sic!) chwile ze swojego życia, które subiektywnie uzna za istotne. Nie można natomiast mieć swobodnie do czynienia z użytkownikami, z którymi nie łączy nas znajomość. Dodawanie znajomych odbywa się przez wpisanie w wyszukiwarkę konkretnej osoby, albo poprzez numer telefonu, lub też w drodze swoistego losowania – z kilku osób, które są ,,w pobliżu” lub „potrząsają” telefonem, wybieramy te, które nas zainteresują. Aplikacja wyklucza więc do pewnego stopnia cyberstalking. „Znajomymi” w większości są ci, których przynajmniej raz spotkaliśmy.
Zaczęliśmy się komunikować przez tenże WeChat. Jeden e-mail okazał się być najoficjalniejszym momentem współpracy – co jest normalne w komunikacji biznesowej z Chińczykami. Interesy załatwia się przez WeChat, nawet płaci się przez WeChat. Obecnie (2022) w Chinach płaci się już praktycznie tylko przez WeChat.


Przedłożono mi prośbę mniej więcej taką: „Mieliśmy przyjechać na międzynarodową konferencję konkursów chopinowskich do Warszawy, ale jeden z naszej trzyosobowej delegacji ma problem z paszportem i nie możemy. Czy jesteś w stanie nas zastąpić? Konferencja zaczyna się za dwa dni. Proszę, zaplanuj swój czas i odpowiedz, czy się zgadzasz”. Randka w ciemno.
W pierwszej chwili chciałam odmówić. Ale przemyślałam to i znów na szali przeważyła żądza przygód oraz uznanie udziału w takim wydarzeniu za szansę dla siebie i swojego rozwoju. Wymówki, że nie jestem wystarczająco dobra, nie zadziałały. Pieniądze na całość zostały mi przekazane przez Western Union jak tylko się zgodziłam (przekalkulowawszy wpierw skrupulatnie liczbę opuszczonych na uczelni zajęć) . Przekazali kilkaset euro osobie, którą widzieli raz w życiu.

Przerost treści nad formą


To wszystko właśnie skłania mnie do refleksji na delikatny temat różnic w załatwianiu spraw między nami – Polakami, Europejczykami – a Chińczykami. Nie twierdzę, że jest tak wszędzie i zawsze. Ale posmak pewnej nonszalancji w kwestii formy przy jednoczesnym poszanowaniu dla treści jest mniej lub bardziej istotny we wszystkim, gdzie przychodzi nam się porównać. Właściwie nie mam prawa do oceniania każdej dziedziny. Ale wciąż widzę przed oczami sceny z mojego chińskiego życia: małżeństwo grające na gitarze (on) i pięknie śpiewające (ona) w pokoju zapełnionym kablami od nagłośnienia i ogólnym bałaganem (+brudna podłoga i naczynia w zlewie). Skrzypek tak genialny, że można by go było podziwiać godzinami, w sali o brudnych oknach i z niedopałkami na wykładzinie. Pięknie wystrojona i wymalowana kobieta, wychodząca z domu – pozornie rudery, lub idąca pod rękę z mężczyzną w piżamie i kapciach, oraz pucujący do połysku swój samochód mieszkaniec rozpadającego się prawie budynku. Nie można zapomnieć o wszechobecnych gimnazjalistach w luźnych, brzydkich dresach, w głowach skrywającej przeogromne ilości wiedzy (którą niekoniecznie umieją wykorzystać w praktyce). Goście na eleganckim ślubie w jeansach i koszulkach polo. Stroje, których każda część sprawia wrażenie, jakby była została wywleczona nawet nie „z innej bajki”, a z utworów zupełnie różnych gatunków literackich. Brudne miasta, skrywające potencjał. Mogłabym mnożyć przykłady.

Jak się dogadać z Chińczykami?


Nie jesteśmy w Europie przyzwyczajeni do tego, że ktoś pięciokrotnie zmienia zdanie na temat przyjazdu, a w ostatniej chwili wysyła nieznaną studentkę i to nawet bez żadnego oficjalnego upoważnienia, jedynie podając do niej kontakt z informacją „zastąpi nas”. Tak to mniej więcej wyglądało z punktu widzenia dyrektorów Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina. Zetknęłam się – a może tak mi się tylko wydawało – z, w pełni zresztą usprawiedliwioną, nieufnością. I pytaniami: Kto to właściwie organizuje? Jak się nazywa? Kiedy? Gdzie? Siedziba? Odpowiedzialność? I najświeższy problem – jak wystawić Chińczykowi fakturę? Przecież oni nie mają polskiego NIP. Internet huczy od problemu „co zrobić w Polsce z chińską fakturą”, ale co zrobić w odwrotnej sytuacji?


Chociaż nie wyglądało na to, żeby ktoś zamierzał mnie z czegoś rozliczać. Ciężko było nawet uzyskać informacje, co konkretnie mam na tej konferencji robić. „Poreprezentować trochę” i „ponawiązywać relacje”. Starałam się wywiązać z tego jak najlepiej (Rezultat: 30 wizytówek). Wątpię, że mojego bloga czytają dobrzy polscy chopinowscy pianiści, ale jeśli tak, to istnieje poważna propozycja współpracy w celu zostania jurorem na pekińskim konkursie oraz uczenia Chińczyków grania wymagającej muzyki Chopina „z duszą” i wyczuciem. Jestem szczerze mówiąc zafascynowana ilością wielbicieli Chopina na całym świecie. Główny polski towar eksportowy. W konferencji wziął udział nawet przedstawiciel Kamerunu.

W Chinach słowo wiele znaczy

Wracając do tematu mglistości ustaleń z Chińczykami – jest to ciekawe i trudne. Czym mam się legitymować w Polsce jako oficjalny przedstawiciel ich konkursu w ich mniemaniu? Tam może to być oczywiste, ale tutaj nie wystarczy. Ta sytuacja przypomniała mi o tych różnicach. Na pozór wszędzie trzeba papieru i formalności, ale w Chinach słowo dane ustnie ma ogromne znaczenie. To kultura wysokokontekstowa; gdy Chińczycy czegoś od nas wymagają lub nam odmawiają, raczej nigdy nie mówią tego wprost. Informują nas poprzez subtelne aluzje. Tymczasem właśnie szczerze poproszono mnie o zastępstwo bez zbędnych formalności. Coś, co przyprawiło polską stronę niemal o panikę. Trudno się dziwić, mieli dużo pracy przy organizacji własnego konkursu.
To wszystko sprawiło, że zastanowiłam się nad wartością słowa w naszych obydwu kulturach – czy u nas naprawdę jest aż tak niewiele warte, że wszędzie trzeba je podpisać i przypieczętować?

Negocjacje z Chinami

W tym miejscu chciałabym zacytować fragment artykułu na stronie Konsulatu Generalnego RP w Szanghaju, w którego ostatnim akapicie zostało w kilku zdaniach wnikliwie wyrażone to, czego w kontaktach z Chińczykami musiałam nauczyć się sama:

„Warunkiem udanych negocjacji jest nawiązanie dobrych osobistych relacji pomiędzy obu stronami. Ustne ustalenia zawarte pomiędzy partnerami mają dla Chińczyków czasem większe znaczenie niż spisany dokument. Zależnie od stopnia złożoności tematów, negocjacje mogą trwać przez długi czas, bez widocznego końca. Warto zaakceptować tempo zaproponowane przez Chińczyków, nie kierować się emocjami i nie okazywać ich, zachować spokój i optymizm. Chińczycy nie lubią, jak się wyznacza ostateczne terminy zakończenia spraw, dlatego ramy czasowe negocjacji należy planować realistycznie”.


Dla osób planujących wkroczenie na chiński rynek – lektura obowiązkowa.
Pozostawiam temat otwarty. Wciąż się uczę, a dialog między tymi dwoma światami jest fascynujący i cieszę się, że mogę brać w nim udział, chociaż każdy, kto miał z Chińczykami tego typu kontakt, wie, jakie te nieścisłości potrafią być męczące.


Dzięki nim spędziłam 3 dni w pięknym miejscu – Pałac w Radziejowicach, polecam – wśród ciekawych i wpływowych ludzi, od których bardzo dużo się dowiedziałam i nauczyłam. Przede wszystkim o Chopinie, jego muzyce i organizacji konkursów pianistycznych, od przysłowiowej „kuchni”. Zwiedziłam muzeum Fryderyka Chopina (również polecam; jest oblegane przez zachwycone dzieci!) Byłam na widowni podczas eliminacji kandydatów do finału XVII Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina w Warszawie (zdradzę, że z czterech występujących najwięcej poparcia wśród uczestników konferencji zdobył Brytyjczyk Alexander Ullman). I mam nadzieję, że choć trochę rozwiałam wątpliwości Instytutu, czy aby na pewno korespondujący z nimi Chińczycy w rzeczywistości istnieją i działają. Byłam w ich biurze, naprawdę to wszystko prowadzą… Pozostaje jedynie problem formy.

Konkurs chopinowski w Kamerunie

Jeszcze kilka słów o Kamerunie. Adolphe Lorcin Maloh to zdecydowanie najkulturalniejszy Kameruńczyk, jakiego w życiu spotkałam. Wniósł wspaniały, świeży głos do dyskusji. Kiedy organizatorzy konkursów chopinowskich z całego świata rozmawiali o systemie oceniania – czy powinno to być w systemie 0-25, 0-5 z uwzględnieniem ułamków dziesiętnych czy może lepszy jest system „yes-no” – pan Maloh w swojej wzruszającej prezentacji pokazał kameruński konkurs w jego obecnym kształcie (wszystkie instrumenty), potrzebę oddzielenia konkurencji pianistycznej od reszty, opowiedział nam o problemach z ocenianiem (zarzucano Jury stronniczość, dopóki nie wprowadzono systemu oceniania niewidzianych kandydatów po numerach). Trzeba też usystematyzować zapisy nutowe – bo w każdej miejscowości jest inny – i w ogóle to przydałby się porządny fortepian, bo nie ma na czym organizować konkursu!
Gdyby ktoś/szkoła/znajomy z kraju zachodniego chciał się pozbyć fortepianu/pianina za darmo na dobry cel – proszą o informację!
Postuluję zorganizowanie akcji FORTEPIANY DLA KAMERUNU, oprócz STUDNI DLA SUDANU. Choć jeden porządny fortepian.

Możesz również polubić

Dodaj komentarz