„Alfabet” – jak sztywne systemy edukacji zabijają nieszablonowe myślenie


Dlaczego 98 % dzieci w wieku od 3 do 5 lat ma zdolność do kreatywnego myślenia na poziomie geniuszy, a po ukończeniu szkoły zaledwie 2 % z nich osiąga ten wynik?


Twórcy filmu dokumentalnego „Alfabet”, (reż. Erwin Wagenhofer, Austria 2013) próbę udzielenia odpowiedzi na to pytanie zaczynają od pokazania systemu edukacyjnego w Chinach. Jest on oparty na egzaminach, które stały się bardzo lukratywnym interesem. Przeciętny chiński uczeń dowolnego etapu edukacji całe dnie spędza w szkole, na kursach dodatkowych i nauce, i wszystkie te zabiegi mają zapewnić mu pomyślną przyszłość. Dzieci te nie wiedzą, co to są pasje czy zainteresowania, a w pomoc w zapewnieniu warunków do najwydajniejszego przyswajania wiedzy zaangażowana jest cała rodzina. Ich wyniki w testach PISA, w porównaniu z uczniami z innych części świata, wypadają świetnie.

Co z tego, skoro w ten sposób wychowane zostają miliony ludzi niemalże pozbawionych osobowości? Film pokazuje uczniów podmiejskiej szkoły dla migrujących robotników budowlanych, które jeszcze nie zatraciły zupełnie tego, co najlepsze w dzieciństwie – zdolności do swobodnej zabawy. Następnie na ekranie widzimy uczniów piszących olimpiadę matematyczną oraz jej laureata. Pierwsze miejsce w najliczniejszym na świecie państwie. Jego twarz nie wyraża żadnych uczuć, natomiast siedząca obok babcia wyraża pewność, że nie była to ostatnia wygrana. Po tej rzeczywistości oprowadza nas Yang Dongping, profesor z Pekińskiego Instytutu Technologicznego, narzekający, że traktowanie w ten sposób edukacji w Chinach od najmłodszych lat wciąga dzieci w spiralę współzawodnictwa, a całkowicie niszczy kreatywność.


Zabijanie zdolności do nieszablonowego myślenia u najmłodszych ma miejsce nie tylko w Chinach, państwie komunistycznym. Według naukowców, europejski system edukacji również jest daleki od ideału. Odziedziczony po Prusach (do Polski przybyły poprzez zabory, tradycyjna polska edukacja dzieci szlacheckich opierała się przecież na na zatrudnianiu guwernantek), stworzony w dużej mierze przez Otto von Bismarcka dla epoki, w której społeczeństwo potrzebowało dużej liczby pracowników fizycznych do obsługi maszyn i niewielkiej ilości wysoko wykształconych specjalistów. Takie kształcenie ludzi przyczyniło się do utworzenia milionów ludzi ślepo wykonujących polecenia, a nawet (w myśl jednej z wypowiadających się w filmie osób) do sytuacji, w której nazistowscy żołnierze bez zastanowienia mordowali tych, których wskazali dowódcy.
Edukacja we współczesnym świecie jest więc przesadnie ustandaryzowana, mówią badacze w filmie, i wymaga gruntownej reformy. Pokazują nam najlepszą uczennicę liceum w Hamburgu, mówiącą, że marzy o tym, by móc mieć czas na swoje hobby choćby po godzinie piętnastej. „Moja głowa jest zbyt pełna”, mówi.

Z drugiej strony, poznajemy Arno Sterna, jego żonę Michele i syna Andre. Arno w momencie dojścia Hitlera do władzy w Niemczech opuścił je, po czym od 60 lat prowadzi we Francji swój „Malort” – miejsce, gdzie dzieci swobodnie tworzą. W swoim archiwum posiada dziecięce obrazki zbierane od samego początku. Mówi, że pod koniec lat 80. zaobserwował widoczną zmianę w dziecięcej twórczości. Wcześniej wyglądało to tak, jak – jego zdaniem – powinno: dziecko malowało, co chciało i czerpało radość z procesu zgłębiania czegoś, co je zafascynowało. Na przykład powtarzało ten sam motyw ryb czy ptaków na kilku kartkach. Arno widzi w tych obrazkach nieskrępowany zachwyt nad poszczególnymi aspektami otaczającego nas świata. Później natomiast prezentuje widzom dzieła tworzone przez dzieci dziś; wyglądają jak misterne obrazy abstrakcyjne, z kształtami geometrycznymi narysowanymi niczym od linijki. Według jego interpretacji, dziś dziecko bierze do ręki pędzel z lękiem, że musi spelnić stawiane przez doroslych oczekiwania, na czym cierpi jego własna pomysłowość.


Swojego własnego syna Arno i Michele nie posłali do szkoły. Nigdy. Andre uczył się sam poprzez to, z czym stykał się w życiu. Nigdy nie przeżył stresu związanego z egzaminem czy bycia porównywanym z innymi. Nie utracił również przyjemności, płynącej z dowiadywania się nowych rzeczy. Choć już w wieku 3 lat zainteresował się literami, nie czytał płynnie, dopóki nie odkrył, jak dużo ciekawej wiedzy zawiera encyklopedia. Język niemiecki opanował w wieku 18 lat w kilka miesięcy. Po prostu dostał książkę i z fascynacją uczył się z niej 6 godzin dziennie. Tak było również z innymi dziedzinami.

Jednocześnie Andre przyznaje, że nie wyobraża sobie wolności bez dyscypliny, którą zresztą narzucił sobie sam (np. wstawał codziennie o 6. rano, by ćwiczyć). Lutnictwa nauczył się od człowieka, który z pasją przekazywał mu swoją wiedzę – chłopcu, który z pasją chciał ja przyjąć. Obecnie jest muzykiem, felietonistą i lutnikiem, a także jeździ po uniwersytetach i udziela wykładów na temat nauki bez szkoły.

Ostatnim bohaterem filmu jest Pablo Pineda Ferrer, pochodzący z Hiszpanii pierwszy na świecie człowiek z zespołem Downa, który zdobył wyższe wykształcenie. Zagrał w filmie „Ja też!”, opowiadającym o takiej właśnie osobie, prowadzącej normalne życie. O czasach swoich studiów mówi, że nie było łatwo, dlatego, że starano się właśnie zabić w nim zdolność twórczego myślenia i „ustawić na końcu kolejki”, czyli odebrać wiarę w siebie.


Wprowadzanie kolejnych postaci jest przetykane wykładem Geralda Hüthera, niemieckiego neurobiologa (współautor książki Wszystkie dzieci są zdolne, wyd. Dobra Literatura), który dodaje „”Najlepiej” jest dziecko w wieku przedszkolnym nauczyć jak najwięcej języków, bo naukowcy mówią, że ośrodek języka ojczystego w mózgu dziecka jest w stanie pomieścić 3 języki, a jak się postaramy, to nawet 5. A wiecie, jak widzi to mózg dziecka? Widzi, że chcemy zmusić go do przyjęcia wiedzy, która zupełnie nie ma zastosowania w życiu codziennym i buntuje się przeciwko temu”.


Czy warto więc na oślep przeładowywać mózgi nasze i naszych dzieci nadmiarem wiedzy, która i tak zostanie zapomniana, a zmuszanie ich do jej przyjęcia wzbudza w nich niechęć do przyjmowania wiedzy w ogóle? Na pewno potrzebujemy lekkiego odejścia od utartych schematów edukacyjnych, szczególnie osoby, które zajmują się edukacją swoich i/lub cudzych dzieci i mają na uwadze ich szczęście oraz nie chcą zabić ich kreatywności oraz inteligencji.

Dzieci są uważane za przyszłość świata. Żyjemy w czasach, gdy kreatywność ma coraz większą wartość na każdym etapie życia. Wiadomo, że nie każdy rodzic jest w stanie po prostu nie posłać swojego dziecka do szkoły, ale chciałabym skłonić Czytelników do refleksji nad tym, jak historie i argumenty przedstawione w „Alfabecie” przemawiają do życia każdego z nas i jak zadbać o to, żeby nasze dziecko rozwijało się jak najbardziej w zgodzie ze swoim potencjałem.

Polecam ten film z całego serca każdemu, zwłaszcza osobom, które zajmą się wychowywaniem swoich, czy też cudzych, dzieci.

Możesz również polubić

Dodaj komentarz