Koncepcja kontinuum

Etap rozszerzania diety w wykonaniu niemowlęcia obdarzonego wybitnym apetytem na wszelkie nowe smaki, tekstury i konsystencje to z jednej strony ogromna radość odkrywania świata wraz z dzieckiem, z drugiej jednak – frustracja, bo przebiega o wiele mniej sterylnie, niż karmienie samym mlekiem prosto do ust. Zwłaszcza, gdy niemowlę, poza – jak nazwa wskazuje – nieumiejętnością mówienia, nie potrafi również siedzieć, a już płacze, gdy nie dostaje do spróbowania kawałków rodzicielskiego posiłku.
Oczywiście chce próbować ich całym sobą: chwytać pełnymi garściami, pchać do buzi i oczu, rozrzucać wokoło i wcierać w podłogę, ubranie swoje i ubranie rodzica. Moją macierzyńską radość z tego młodzieńczego rozsmakowywania się w życiu mąciła daremność prób uchronienia ubrań przed plamami, toteż na pewnym etapie do naszych rozrywek należało rozbieranie się do bielizny i kosztowanie owoców na podłodze. Później jednak zauważyłam, że jeszcze swobodniej czuję się, kiedy puścimy wodze cywilizacji jeszcze trochę bardziej i syn zajadał chleb lub pomidory siedząc na trawie. Nie trzeba było sprzątać, nie trzeba było prać – wystarczyło strzepnąć okruchy. Cała nasza uwaga mogła być pochłonięta przyswajaniem nowego doświadczenia, a nie – powstrzymywaniem się przed zrobieniem bałaganu. Wyluzowuję coraz bardziej, a młody powoli przestaje pchać do ust suche liście, jakby już wiedział, że tego się nie je.
Jean Liedloff po swoich obserwacjach zycia Indian napisała książkę o kontinuum, czyli ewolucyjnie dziedzicznym oczekiwaniu na określone doświadczenia, które wypływa z milionów lat doświadczeń naszych przodków. Zmysły są oczekiwaniem na bodźce: oczy – na widoki, uszy – na dźwięki. Brwi i rzęsy – na kurz i pył. Zdolność gojenia się skóry oznacza, że nasze ciało spodziewa się ran. A pragnienia dziecka, takie, jak potrzeba dotyku, bycia noszonym i podrzucanym, czy doświadczenia życia społecznego, są wynikiem milionów lat ewolucji kontinuum ludzkiego gatunku. Dziecko oczekuje bycia blisko, bycia noszonym, ciągłego dotyku. Współczesna nauka potwierdza, jak bardzo atawistycznymi stworzeniami są ludzkie noworodki, do których wciąż nie dotarło, że przychodzą na świat w bezpiecznym, cywilizowanym otoczeniu. Jak przez miliony lat, boją się pożarcia przez drapieżniki. Są całkowicie zależne od matek, a ponieważ jesteśmy ssaki noszącymi, to potrzebują częstych karmień – w przeciwieństwie do małych wilków czy saren, których mleko jest tłustsze.
Liedloff wydała swoją książkę w 1975 roku, kiedy ludzkość doszła do apogeum oddzielenia od naturalnych instynktów. Dzieci po narodzinach przebywały w osobnych salach, opatulone w tkaniny. Jako trening snu praktykowano deprywację emocjonalną. Piersią karmiono krótko albo wcale. Dzisiaj znow przezywamy bliskościowy zwrot w rodzicielstwie i, jeśli wierzyć okładce, zawdzięczamy go właśnie obserwacjom Liedloff, która połączyła te niemowlęce doświadczenia z problemami psychicznymi w najróżniejszych sferach późniejszego życia.
Nasze zagmatwanie cywilizacyjne i odejście od korzeni jest truizmem, oczywistością, z którą już nikt nie dyskutuje. Sama, jak Jean Liedloff, cenię sok pomarańczowy, ciepłą wodę w kranie i świadomość, że w razie potrzeby mogę się udać do szpitala. Jednak chcę działać w zgodzie z intuicją. Naczelną zasadą mojego macierzyństwa jest fizyczne bycie blisko. Na etapie niemowlęcym, bedac jeszcze doktorantką, nie mam siły na ambitne i regularne realizowanie celów w stylu nauka języka. W swojej introwertycznej naturze trudno mi zmusić się do gadania do dziecka o wszystkim, nawet po polsku. Ale jestem blisko, tak, że młody człowiek zawsze może do mnie przypełznąć, z czego skwapliwie korzysta – od kiedy potrafi się przemieszczać, wiele czasu spędza bawiąc się samodzielnie, ale bardzo blisko przy mnie. Rzadko animuję zabawę, ale gdy napotka problem, zwraca się do mnie, a ja staram się reagować jak najszybciej – w dzień i w nocy. Nie rozstaję się z nim na dłużej, niż godzinną wizytę u fizjoterapeuty, a nawet wtedy w razie potrzeby może do mnie dołączyć – chociaż ostatnio uwielbia spędzać czas ze swoim tatą, kiedy tylko może. Mam nadzieję, że nauczę go kilku języków, którymi sama władam, ale przede wszystkim mam nadzieję, że z dzieciństwa zapamieta emocjonalny komfort mamy, która w razie potrzeby była obok.
Dodaj komentarz