Piersi jak z gumy

Było słoneczne, sierpniowe popołudnie. Na ulicach i w miejskich parkach przechodnie topnieli w upale. Siedzieliśmy przy kuchennym stole, ciesząc się odrobiną chłodu w kamienicy, podczas gdy na zewnątrz ukrop gęsto lał się z nieba i nadawał uczucia lepkości każdemu przechodniowi, który tylko odważył się wytknąć nos na którąś z wybrukowanych ulic. Być może z powodu upału, a może z innych przyczyn wiele dziewcząt zdecydowało się nie włączyć do swoich stylizacji biustonoszy. Nie omieszkaliśmy porozmawiać i o tym, wśród innych modowych trendów. Znajoma kobieta po trzydziestce, mama trojga dzieci, rzuciła mimochodem, że nie uważa chodzenia w upale bez stanika za wygodne — wrecz przeciwnie, bo ,,po tych dzieciach to te piersi tak wiszą”.

Serio?

Dziewczyny, dlaczego sobie to robimy? Prawie rok później zdałam sobie sprawę, że te słowa zostały ze mną i dołączyły do grona gremlinów, które podszeptują, że coś ze mną nie tak. Jak słowa koleżanki, ktora stwierdziła, że ma pomarańczowe zęby, po których do dziś się zastanawiam nad kolorem swoich. Może docenimy w końcu nasze ciała, które każdego dnia robią dla nas tak wiele i które są piękne takie, jakie są? Albo chociaż nie przekazujmy tych gremlinów swoim przyjaciółkom, siostrom i córkom.

Jakiś czas później urodziłam swoje dziecko i mierzyłam się z tematem akceptacji swojego pociążowego ciała. Był to też moment nowego spojrzenia na moje piersi, które przystosowywały się do laktacji: spojrzenia mojego męża, który oglądał je często bo nie byłam w stanie znieść na nich dotyku materiału; spojrzenia mojego noworodka, który gapił się na nie jak smakosz na befsztyk i mojego własnego spojrzenia. Początkowo cieszyłam się, że urosły, ale pewnego dnia zaczęłam widzieć na nich rozstepy, czułam ich ciążenie i popadłam w żałobę za moimi piersiami sprzed ciąży, które mi się podobały. Stwierdziłam, ze niepotrzebnie przechodziły zmianę w woreczki z mleczkiem, rozciągały się, wylewały ze staników. Tym bardziej, że — jak to zauważyła moja babcia — wielkie piersi nie są obecnie w modzie. Za czasów jej młodości były, ale teraz nie są. W filmach, serialach, reklamach pokazuje się piersi bliższe płaskim, jędrne, zgrabnie przyklejone do ciała nosicielki, tchnące swieżością, o powabie rozwijających się dopiero pąków kwiatów. W wielu przypadkach nawet staniki, zwłaszcza te sportowe, prezentowane są na szczupłych modelkach o nieopadajacych biustach. I jak tu normalna kobieta ma się czuć atrakcyjna, skoro z każdej strony bombardują ją takimi obrazami? Nie bylam fit i czułam żal za piersiami sprzed ciąży.

Jednocześnie docierało do mnie wiele historii o problemach z karmieniem, których doświadczają mlode matki. Z historii tych wyłaniał się przerażający wręcz obraz nonszalancji, z jaką dokarmia się noworodki na oddziałach bez wiedzy i zgody matek, chamstwa, z jakim są komentowane kształty piersi nowo upieczonych mam w szpitalach, problemów z wędzidełkami i inne problemy…

Mnie samej karmienie przyszło bez problemu. Dziecko ssało skutecznie, laktacja rozkręciła się z łatwością. Może miało to związek z tym, że widziałam w życiu karmiące kobiety. Może z tym, że nikt mi tego procesu nie zakłócił. Dobrze nam szło od początku i z czasem nabrałam wprawy wystarczającej do nakarmienia dziecka leżącego obok mnie piersią rozciągającą się jak guma w bok – to naprawdę trudne do opisania uczucie ulgi, kiedy po wielu nocach spędzonych na jednym lub drugim boku, kiedy już czułam mrowienie w kościach bioder od ich wbijania się w materac, udało mi się odwrócić na plecy – i nadal karmić dziecko. Po kilku tygodniach udało mi się z nim zsynchronizować i odtąd karmię go bez wybudzania się.

Nabrałam też wprawy w karmieniu w pionie bobasa niesionego w chuście lub nosidełku. Po którymś spacerze, na którym właśnie tak karmiłam zdesperowane, marudne niemowlę, zdecydowanie doceniłam swoje silne nogi, ręce i piersi właśnie. Są cudownie praktyczne. W każdej chwili dostępne, bez mycia, przygotowywania i podgrzewania. Nie muszę nosić ze sobą kilku butelek, nie muszę wstawać w nocy, żeby przygotować mieszankę. Po prostu przystawiam do nich dziecko i jest: spersonalizowany pokarm o najlepszym składzie. Postanowiłam od tej pory twardo trzymać się doceniania ich. Może nie sterczą jak na okładce magazynu, ale są piękne i wykarmiły człowieka ❤

Autorem ilustracji w tym wpisie jest Pablo Picasso.

Możesz również polubić

Dodaj komentarz